Tutaj czy gdzie indziej
na podstawie fragmentów utworów Samuela Becketta "Czekając na Godota", "Szczęśliwe dni" i "Miejsce zamknięte"
XXV premiera Grupy Teatralnej "od jutra" Premiera I wersji: 24 czerwca 1999r. Premiera II wersji: 18 września 1999r. OSOBY MARTA FIJAŁKOWSKA KAJETAN KRAWCZYK AGNIESZKA KUDELSKA ANNA KUROWSKA RADEK MAJEWSKI EWA MAJKOWSKA MAŁGORZATA SZEWCZYK TOMASZ ŻÓŁTAK Kostiumy - Grupa Światła - Krzysztof Lenartowski Reżyseria, scenariusz, oprawa sceniczna i muzyczna - Krzysztof Ryzlak |
W przedstawieniu Grupy Teatralnej "od jutra" fragmentom tekstów Becketta nadano ciekawą oprawę, sceniczną. Postaci o bladych twarzach, ograniczone przestrzenią czarnej płachty naprzemiennie prowadziły dialogi. Osią spektaklu były najbardziej znane problemy i tematy z twórczości Becketta. Znajomość utworów tego dramaturga umożliwia bogate odczytanie zaprezentowanego "Tutaj czy gdzie indziej". Tak być jednak nie musi. Wydaje się, że nie trzeba patrzeć na propozycją z Kutna jedynie przez pryzmat twórczości Becketta. Warto go potraktować swobodnie i odnieść do "tu i teraz". Wsłuchać się. w formułowane pytania, podawane stwierdzenia i ukazane problemy. Okazuje się, że są one aktualne. A ta aktualność buduje wiąż między aktorem a widzem.
Niezmiernie atrakcyjne były kreacje dwóch postaci - "dziewczyny w kasku" i "dziewczyny w trampkach".
Przedstawienie było całkowicie przemyślane, przez to spójne.
Z Gazety Łódzkiego Przeglądu Teatrów Amatorskich
Niezmiernie atrakcyjne były kreacje dwóch postaci - "dziewczyny w kasku" i "dziewczyny w trampkach".
Przedstawienie było całkowicie przemyślane, przez to spójne.
Z Gazety Łódzkiego Przeglądu Teatrów Amatorskich
Wieczór w dolinie pustki i chłodu
Obejrzałam najnowszy spektakl Grupy "od jutra" - " Tutaj czy gdzie indziej". Królowała w nim filozofia bezsensu życia, podkreślona ascetyczną scenografią; czernią i szarością. Na początku w ciemności i ciszy wybucha muzyka - namiętna i pełna życia. Powoli pojawiają się postacie. Nie pasują do muzyki, która nawołuje do życia, śpiewa o Jego uroku.
W muzyce jest okno otwarte na deszcz, na oknie róża i gołąb. W ludziach jest szarość i smutek. Ubrani tak, że chce się szybko odwrócić od nich wzrok, spojrzeć choćby na ogród w deszczu. Kobieta w stroju wieśniaczki i w rażących super adidasach. Mężczyzna - może emigrant rosyjski byle jaki, nieciekawy. Inna kobieta w kasku motocyklowym, może powojenna aktywistka. Muzyka porywa. Zanurzając się w niej można trafić prosto w kubański wieczór, gdzie pary łączą się w tangu...dym cygar i chce się żyć.
Na scenie jest pustka. Ludzie, a raczej postacie czekają na czarnej płachcie nocy. W tym czekaniu jest wielki chłód. Nie ma napięcia, strachu. Pustka jest wszędzie. Nie ważne, gdzie znajdują się te zagubione dusze "tutaj czy gdzie indziej". Nie ważne co robią. Czekają, czy właśnie się doczekali. Nie są dla siebie wrogami ani przyjaciółmi. Są obojętni, tak jak obojętny jest pejzaż. Życie jest bez sensu. Nie kusi urokami róży i ogrodu. Nawet słowa o Bogu nikogo nie interesują. Nie ważne, czy Bóg kogoś zbawił, zbawi czy może skaże na wieczne potępienie. Zbawienie też jest nudne. Oni sami są nudni. Szare twarze odbijają tylko blask księżyca. Niby biegają, krzyczą, kogoś wypatrują, ale to pozory. Tak naprawdę króluje tu pustka. To ich miotanie się na przemian z bezruchem, odstręcza. Chce się do innego, lepszego świata. Na koniec dziewczyna zostawia buty, nie pasują do jej świata. Nic do niego nie pasuje. W ciemności pojawia się wreszcie ktoś w długiej, białej szacie. Zabierze buty czy zostawi skrzydła? A może zbawi ten smutny świat? Czy ci ludzie o szarych twarzach chcą właśnie tego?
Albert Camus napisał, że "świat bez miłości jest martwym światem". Ich świat jest na pewno martwy. Oni mogą czekać tylko na koniec tego świata. "Życie Kutna" Monika Szurzec
Obejrzałam najnowszy spektakl Grupy "od jutra" - " Tutaj czy gdzie indziej". Królowała w nim filozofia bezsensu życia, podkreślona ascetyczną scenografią; czernią i szarością. Na początku w ciemności i ciszy wybucha muzyka - namiętna i pełna życia. Powoli pojawiają się postacie. Nie pasują do muzyki, która nawołuje do życia, śpiewa o Jego uroku.
W muzyce jest okno otwarte na deszcz, na oknie róża i gołąb. W ludziach jest szarość i smutek. Ubrani tak, że chce się szybko odwrócić od nich wzrok, spojrzeć choćby na ogród w deszczu. Kobieta w stroju wieśniaczki i w rażących super adidasach. Mężczyzna - może emigrant rosyjski byle jaki, nieciekawy. Inna kobieta w kasku motocyklowym, może powojenna aktywistka. Muzyka porywa. Zanurzając się w niej można trafić prosto w kubański wieczór, gdzie pary łączą się w tangu...dym cygar i chce się żyć.
Na scenie jest pustka. Ludzie, a raczej postacie czekają na czarnej płachcie nocy. W tym czekaniu jest wielki chłód. Nie ma napięcia, strachu. Pustka jest wszędzie. Nie ważne, gdzie znajdują się te zagubione dusze "tutaj czy gdzie indziej". Nie ważne co robią. Czekają, czy właśnie się doczekali. Nie są dla siebie wrogami ani przyjaciółmi. Są obojętni, tak jak obojętny jest pejzaż. Życie jest bez sensu. Nie kusi urokami róży i ogrodu. Nawet słowa o Bogu nikogo nie interesują. Nie ważne, czy Bóg kogoś zbawił, zbawi czy może skaże na wieczne potępienie. Zbawienie też jest nudne. Oni sami są nudni. Szare twarze odbijają tylko blask księżyca. Niby biegają, krzyczą, kogoś wypatrują, ale to pozory. Tak naprawdę króluje tu pustka. To ich miotanie się na przemian z bezruchem, odstręcza. Chce się do innego, lepszego świata. Na koniec dziewczyna zostawia buty, nie pasują do jej świata. Nic do niego nie pasuje. W ciemności pojawia się wreszcie ktoś w długiej, białej szacie. Zabierze buty czy zostawi skrzydła? A może zbawi ten smutny świat? Czy ci ludzie o szarych twarzach chcą właśnie tego?
Albert Camus napisał, że "świat bez miłości jest martwym światem". Ich świat jest na pewno martwy. Oni mogą czekać tylko na koniec tego świata. "Życie Kutna" Monika Szurzec
Zdjęcia ze spektaklu
Foto: Krzysztof Boroń